Znalezienie nowej społeczności kulinarnej podczas studiów za granicą w Dublinie

Kiedy zaczynam swój pierwszy semestr z powrotem w Bowdoin po studiach za granicą w Dublinie w Trinity College zeszłej wiosny, ciągle mam świadomość, że nie popadam w stereotyp „nieprzyjemnego seniora z zagranicy”. Chciałbym myśleć o sobie jako o osobie, która może być w pełni obecna tam, gdzie jestem, i obawiam się wpadnięcia w otchłań nostalgii, z której nie będę w stanie się wydostać. Minusem tego jest to, że często unikam wzmianki o moim semestrze za granicą całkowicie, chyba że bezpośrednio zapytam (co prowadzi do nieuniknionej wymiany – „Jak było za granicą?” i „Było świetnie!” – co nie do końca oddaje doświadczenie mieszkania w Dublinie przez cztery miesiące). Prawda jest taka, że ​​tak naprawdę nie wiem, od czego zacząć, podsumowując doświadczenie: czy skupiam się na jednym konkretnym wydarzeniu? Czy zagłębiam się w moje zajęcia, współlokatorów, a może podróże po Irlandii? Ale jeśli naprawdę skłaniasz mnie do rozmowy o moim semestrze, stwierdzam, że kiedy zagłębiam się w historie, te, które się pojawiają, zwykle mają związek z jedzeniem, które zjadłem.



Ważna uwaga: Irlandia nie jest miejscem dla smakoszy. Chyba że naprawdę kochasz smażoną rybę i Guinnessa (co, nie zrozum mnie źle, kocham Guinnessa – i to nie tylko dlatego, że boję się, że Irlandczycy nie wpuszczą mnie z powrotem, jeśli powiem inaczej), przyciąganie Irlandii ma znacznie więcej wspólnego z sceneria i historia niż scena kulinarna.



Ale nawet jeśli „ Irlandzkie jedzenie ” jest trochę rozczarowujące, Dublin to tętniące życiem miasto z własną żywą, międzynarodową kuchnią. Ponieważ nigdy wcześniej tak naprawdę nie mieszkałem w mieście, byłem stale zaskoczony i zachwycony samą liczbą i różnorodnością opcji jedzenia na każdym kroku. Dorastałem na dalekich obrzeżach Los Angeles, co oznaczało, że miałem dostęp do fenomenalnego jedzenia z każdej kuchni, jaką możesz sobie wyobrazić – gdybym jechał 45 minut autostradą 210. (To do północno-wschodniego LA; dodaj godzinę, dwie lub trzy w godzinach szczytu, aby dostać się do Santa Monica.)



Z kolei w Dublinie wszystko było na wyciągnięcie ręki. Mieszkałem w Liberties, po południowej stronie niedaleko centrum miasta. Podczas mojego codziennego 20-minutowego spaceru do Trinity minąłem chyba setki restauracji, pubów i miejsc na wynos, jak mówią po drugiej stronie stawu. Dublin z pewnością ma swoją scenę dla ekskluzywnych restauracji, ale jako student z poważnym budżetem (Dublin jest konsekwentnie zaliczany do najdroższych miast w Europie, co mogę zaświadczyć), znacznie bardziej zainteresował mnie tani lunch kropki.

Mniej więcej dwa lub trzy dni w tygodniu znajdowałem się w kampusie na cały dzień bez wystarczającej ilości czasu, aby wrócić do mojego mieszkania na lunch. Gdybym był bardziej oddanym szefem kuchni, mógłbym spróbować przygotować posiłki na te dni z wyprzedzeniem i przywieźć tupperware do kampusu. Zamiast tego zwykle wędrowałam po centrum miasta w poszukiwaniu taniego – i smacznego – lunchu, który mogłabym zabrać ze sobą do kampusu. W końcu stało się to dla mnie rodzajem gry: jak mogę uzyskać najlepszy smak przy najniższych kosztach? Rzuciłbym sobie kolejne wyzwanie, przynosząc ze sobą tylko banknot 5 euro na cały dzień, zmuszając mnie do trzymania się budżetu.



Na początku nie byłam w tym zbyt dobra – uciekałam się do gotowych okładów wegetariańskich w lokalnych Tesco (co za 3,99, w tym chipsy i napój, z pewnością nie jest złe), ale kiedy lepiej poznałem Dublin, moje doświadczenia kulinarne znacznie się poprawiły. Poprzez wyszukiwanie w mediach społecznościowych, pozyskiwanie rekomendacji od znajomych i intensywne podsłuchiwanie, znalazłem kilka miejsc, które szybko stały się ulubionymi.

Często wracałem do Umi Falafel na Dame St, pomiędzy moim mieszkaniem a kampusem, gdzie stałem się zagorzałym fanem palestyńskiej kanapki Falafel: pity absolutnie nadziewanej po brzegi chrupiącym falafelem, hummusem, pomidorami, bakłażanem (lub bakłażanem, mój zła), pietruszka i – co najlepsze – mnóstwo marynat. Za siedem euro plasuje się to wysoko pod względem stosunku smaku do kosztów.

  mięso, chleb, żyroskop, kanapka, wołowina, warzywo, sałata
Net Supatravanij

Innym stałym faworytem był Mama's Revenge Burrito Hut na skraju kampusu Trinity. Burrito są zaskakująco popularne w Dublinie i byłem świadkiem debat, które graniczyły z krzykliwymi meczami o to, które miejsce z burrito w mieście jest najlepsze. Pablo Picante jest dobry, ale trzymam się ceny studenckiej 5 euro za wegetariańskie burrito u mamy. Z ryżem, fasolą, batatami, papryką, cebulą, serem i, jeśli jesteś podobny do mnie, dużą ilością ostry sos , nie ma lepszego taniego, wygodnego jedzenia na te deszczowe dni w Dublinie.



  burrito
Hannah Bettis

Najlepszą częścią tej misji była jednak możliwość wypracowania rutyny w nieznanym mieście. Przyjechałem do Dublina nie znając nikogo i absolutnie przerażony nawigacją w nowym miejscu; i chociaż podczas mojego programu i na zajęciach poznałem mnóstwo ludzi, to co ostatecznie sprawiło, że miasto poczuło się jak w domu, były małe zakamarki, w których zatrzymywałem się raz lub dwa razy w tygodniu. Nie było lepszego uczucia niż bariści w mojej ulubionej kawiarni lub kucharze u mamy rozpoznający mnie, kiedy wpadłem na drinka lub coś przekąsić. Chociaż mam nadzieję, że wkrótce wrócę do Dublina i wrócę do wszystkich tych miejsc, ta misja była cenna z dużo większych powodów. Teraz jestem o wiele bardziej pewna swojej zdolności do robienia wszędzie, gdzie mogę trafić do domu – przynajmniej zawsze istnieje społeczność wokół jedzenia.

Popularne Wiadomości